Niemal każdy rok w rodzimym jazzie odsłania nowe, warte uwagi zespoły. Nie inaczej było w 2015 roku, kiedy na krajowej scenie materiałem płytowym zadebiutował między innymi kwartet HoTS.

Okładka płyty „Harmony of the Spheres” (foto: materiały prasowe)

Muzycy tworzący kwartet HoTS swoją wspólną przygodę z jazzem rozpoczęli już w 2011 roku (używam w recenzji wyrazu „kwartet”, ponieważ krążek nagrany został w czteroosobowym składzie; aktualnie grupa liczy pięć osób). Sporo czasu upłynęło zatem do momentu, kiedy słuchacze mogli zabrać ich dźwięki do domu w formie płyty CD. Album „Harmony of the Spheres” traktować należy zatem nie tylko jako fonograficzny debiut, ale także zarchiwizowanie kompozycji z pierwszego okresu działalności grupy, który w takim przypadku w annałach polskiego jazzu datować będziemy na lata 2011-2015.

„Harmony of the Spheres” to materiał, na który złożyło się osiem kompozycji liczących łącznie prawie pięćdziesiąt minut. Wszystkie utwory powstały w głowie gitarzysty Mikołaja Poncyljusza. Nie chcę nadużywać w tym przypadku słowa „lider”, ale myślę, że zbyt dużym przekłamaniem nie będzie przypięcie takiej łatki wspomnianemu instrumentaliście. Być może nie mamy w przypadku HoTS do czynienia z taką dominacją dźwięków gitary, jak na płytach nagrywanych chociażby przez Jarosława Śmietanę, Marka Napiórkowskiego, Michała Milczarka (z polskiej sceny), Deana Browna, Scotta Hendersona i Johna Scofielda (przykład z zagranicy), jednak nie mogę też napisać, że ich nie ma lub stanowią tak zwaną drugą linię. Dodatkowo, większość kompozycji z tej płyty zawiera personalne odniesienia do życia Poncyljusza (na przykład „Ząbki” są hołdem dla miejscowości, w której muzyk się wychował, a ballada „W” dedykowana jest jego żonie). Gitara dominuje zatem w każdej odsłonie tej płyty – spokojniejszej i dynamicznej. Kiedy trzeba dźwięki przyjmują formę smooth lub fusion, zwalniają lub przyśpieszają, idą w stronę ballady lub mocniejszego jazzowego grania. Przykładem tej pierwszej formy są niewątpliwie „Melodia ludowa”, „Alone in a Deep Space” oraz zamykający płytę numer „W”. Na drugim biegunie znajdziemy „#22” i wspomniane już „Ząbki”.

Przełamaniem dla instrumentu Poncyljusza są działania trzech pozostałych członków grupy. Ci również otrzymują swoje szanse. Jak wspominałem jest ich nieco więcej niż chociażby na „Squirrels And Butterflies” (przytaczam ten przykład nie dlatego, że nie znam innego, ale stali czytelnicy być może pamiętają recenzję tej płyty opublikowaną jakiś czas temu na łamach blogu). Dobrze słychać to chociażby w „Melodii ludowej”, gdzie moim pierwszym skojarzeniem jest od razu trąbka Radosława Nowaka. Adam Prokopowicz z kolei swoją solówką zdominował niejako moje wspomnienie o „Alone in a Deep Space”. Swoje piętno kontrabasista odciska także na utworze „#22”, gdzie dynamiczny rytm wcale nie ustępuje przesterowanej, wychodzącej poza schemat, improwizującej gitarze. Najłatwiej byłoby napisać, że perkusja słyszalna jest wszędzie, bo przecież rytm zachowany zostaje w każdej z ośmiu kompozycji, jednak perełką w tej kwestii okazuje się gra Jakuba Kinsnera w „Marii Eł”. To naprawdę pozytywnie zaskakujące, jak osoba, którą do tej pory kojarzyłem głównie z zespołu Vavamuffin i solowych płyt Mariki, radzi sobie także w stylistyce odmiennej pod względem tempa i podejścia do budowania muzycznych fraz.

Nie jest jednak idealnie, na „Harmony of the Spheres” znajdziemy również wadę. Jest nią swego rodzaju przewidywalność. Płyta w zasadzie niczym nie zaskakuje. To typowy jazz współczesny ze wszystkimi elementami, jakie są dla tego gatunku charakterystyczne. Zespół nie pokusił się o wiele „skoków w bok”. Nie mam na myśli improwizacji, bo ta – co zresztą zaznaczyłem akapit wcześniej – się pojawia. Muzycy nie mogli również zdominować płyty innymi gatunkami, gdyż wtedy nie mielibyśmy do czynienia z jazzem. Chodzi o to, że zaprezentowany materiał nie przynosi wielu zaskoczeń. HoTS grają jazz, robią to dobrze, ale mam wrażenie, że taką grę już gdzieś słyszałem. Największym mankamentem tego albumu jest to, że szybko się nudzi. Drugi lub trzeci z kolei odsłuch nie zostawia po sobie niedopowiedzeń. Wszystkie karty zostają odkryte od razu, co odbiera kwartetowi możliwość trzymania słuchacza w stanie ciągłego zaciekawienia.

Muzycy napisali na Facebooku, że nie traktują zespołu jako jednorazowego projektu, którego celem było nagranie jednego albumu. W zamierzeniu HoTS to długofalowa współpraca, której owoce mają co pewien czas cieszyć słuchaczy swoim muzycznym smakiem. Oby tak właśnie było, ponieważ ten dziewiczy plon, chociaż momentami kwaśny i niedojrzały, niesie spore nadzieje na przyszłość. (MAK)

HoTS „Harmony of the Spheres”
(2015; V-Records)

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

Autor

PRZECZYTAJ O POWODACH ZAMKNIĘCIA STRONY

ostatnio popularne