Dzień 2. Ustronie Morskie – Mielno. 35 km.

8 lipca 2009 r.

Ustronie Morskie – Pleśna – Gąski – Sarbinowo – Chłopy – Mielenko – Mielno.

Powrót do przeszłości.

Obudził nas słoneczny i bardzo wietrzny dzień. Na szczęście wiatr był zachodni czyli smaganie po pleckach będzie mile widziane. Na śniadanie postanowiliśmy pójść do tego samego baru, w którym wczoraj jedliśmy obiad. Niestety okazało się, że śniadanie będzie dopiero po g.1000. No to pojechaliśmy do innego. A w tym barze, widząc nasze objuczone rowery, zagadnęła nas młoda kelnerka. Gdzie jedziemy, a skąd, dlaczego akurat te sakwy, a nie niemieckie? W końcu powiedziała, że nie może się doczekać swojego urlopu i też wsiąść na rower. Po spałaszowaniu jajecznicy ruszyliśmy do Mielna. Wzdłuż wydm jest wąski chodnik z wytyczonym szlakiem. No to wjechaliśmy ale jak się okazało, nie było warto. I tak zaraz szlak połączył się z jezdnią. Po jakimś czasie jednak szlak odbił na północ od jezdni. Potem, w okolicy Pleśnej pojawił się oznakowany, międzynarodowy szlak rowerowy dookoła Bałtyku oznaczony symbolem R10. I jak się później okazało, to że jest międzynarodowy, zależy tylko i wyłącznie od nakładów poniesionych przez konkretne gminy!!!
R10 czasem urzeka swoją przecudną urodą i spokojem a czasami przyjdzie kląć, że lepiej było jechać ruchliwą ulicą!

    Przejeżdżając przez kolejne nadmorskie miejscowości, dojechaliśmy do Gąsek. Obowiązkowo podjechaliśmy do latarni morskiej, gdzie tłum (głównie kolonistów) oczekiwał w długim ogonku na swoją kolej wejścia na górę. Ogonek był tak długi, że tylko trzasnęliśmy sobie fotkę i pojechaliśmy dalej.

DSC05111

    Po drodze wyprzedziła nas kolonia na rowerach. Potem my ich, a potem oni nas. I tak do Chłopów. Trochę byłem zdziwiony, bo młodzież jechała chyba na wypożyczonych rowerach, a ostatnia dziewczyna jechała na rowerze ze źle ustawioną kierownicą! By jechać prosto, musiała trzymać ją tak, jakby ostro skręcała w lewo! Po wyrazie jej twarzy można było skumać, że nie była zachwycona!

    Przejeżdżając przez te wszystkie nadmorskie miejscowości, trudno oprzeć się wrażeniu, że wszędzie można kupić to samo. Od czereśni po bursztyny, przez ręczniki i szczotki do zamiatania. Krajobraz tego, co możemy kupić się nie zmienia. Zmieniają się tylko nazwy miejscowości i ludzie, którzy to wszystko sprzedają!

    W końcu dojechaliśmy do Mielna. Tyle narodu i to w jednym miejscu. Widać, że ludziska osamotnieni, po jedenastu miesiącach pracy, chcą po prostu wypoczywać w tłumie. Zmieszany tłum bogatych i tych biedniejszych, gangusów z rodzinami i samotnych, kolonistów i rowerkowców, przelewa się z jednego końca miejscowości na drugi i z powrotem, czasem przysiadając by coś niecoś zjeść. I nie ma temu końca! Przyznaję szczerze, że nie byłbym w stanie spędzić w takiej miejscowości więcej niż dwóch dni.
– Tyle ludzi, a żadnej znajomej gęby – krzyknąłem do Ani i Pawła.
No jak się chwilę później okazało, na głównym deptaku Mielna, prowadzącym do morza spotkaliśmy czwórkę znajomych z pracy. Chwila rozmowy i pojechaliśmy dalej, poszukać pola namiotowego. Chciałem rozbić obóz w Unieściu. Niedaleko od domu, w którym mieszkałem w latach siedemdziesiątych. Nawet podjechaliśmy w te znane mi miejsca. Krajobraz zmienił się jednak bardzo mocno. Nie ma już placu zabaw, na którym uczyłem się skakać z huśtawki. W tym miejscu stanął potężny apartamentowiec. Jak zawsze, pozostały wspomnienia, których już nikt nie przebuduje. Po rozpoznaniu wszystkich pól namiotowych, postanowiliśmy wrócić do campingu Rodzinnego, który jest tuż przy granicy administracyjnej Mielna i Unieścia. Jak dobrze przypomniałem sobie to prawie równo osiemnaście lat temu, Ania i ja spędzaliśmy tam jakiś czas, podczas podróży poślubnej. Samo jednak pole namiotowe uległo znacznej modernizacji. Oczywiście na plus. Przywitały nas dzieci właścicieli, które osiemnaście lat temu były szkrabami. Po spłukaniu kurzu szlakowego, ruszyliśmy na spotkanie z rodziną. Wiedzieliśmy, że od paru dni wypoczywa w Unieściu Hanka, Rolek, Filip i kopacz brzucha Antek. Antek jeszcze się nie urodził, ale jak zapewniała nas Hanka, kopa już ma niezłego.

DSC05113

     Co robią oczywiście dorośli faceci gdy spotykają się z rodzinami nad morzem? Ano ciągną do wesołego miasteczka i cofają się w czasie! Kobiety z aparatami i kamerami filmują z boku wyczyny ojców i dzieci. Im groźniejsza karuzela, tym radości jest więcej. Samochodziki, cymbergaj, itd. A wspomnienia pozostaną przecież do końca życia!!! Z wesołego miasteczka wychodziliśmy jako ostatni. Filip i Paweł zostali mistrzami kierownic, a Rolek i ja, podniebnych wojaży.

DSC05122

    Ania i Hanka zostały mimowolne nominowane do pretendujących do nagrody OffCamera. Na koniec obowiązkowo spróbowaliśmy placków ziemniaczanych. Bardziej z sentymentu niż z głodu. Roześmiani do bólu czaszek, rozstaliśmy się, życząc Hance szczęśliwego rozwiązania i powitania Antośka.

DSC05134

Ocena pola (skala od 1 do 6)
– teren pola i cena – 6 (48 zł),
– jakość toalet – 6 (0zł)
– obsługa – 6
– 10 m do sklepów.

Dodaj komentarz