Jak zauważać więcej i co zwykłego zadziwiło mnie w Polsce po powrocie

Po poprzednim powrocie nie napisałam takiego posta, choć były prośby i miałam taki zamiar. Umknęło mi to. Tym razem nie odpuszczam, więc enjoy! Ciekawi jesteście, co z rzeczy, których doświadczamy na co dzień, może się wydać… dziwne? (lub po prostu niezwykłym błogosławieństwem, że to mamy)?

Dopiero jak się pozbędzie dłużej w jakimś kraju, to potem po przyjeździe do innego dostrzega się jakby więcej. Zawsze podróżując gdzieś widzimy przecież więcej. Robimy zdjęcia pomników, kościołów, ulic, parków… (a we własnym mieście przecież rzadko:)).

Nie warto więc przepuścić okazji, gdy się zaczyna dostrzegać to więcej w swoim własnym kraju, po przyjeździe skądś. Co mnie zdziwiło, zastanowiło lub ucieszyło w Polsce?

1. Palma na środku Warszawy

W Afryce naturalnie rosną wielkie palmy:D Nagle ta sztuczna w Warszawie mnie mocno zdziwiła… 😀

2. Porządek! Ogromny porządek. Na ulicach, w przestrzeni publicznej.

Brak śmieci, czyste ulice, ludzie chodzą tylko po chodnikach, chodniki są oddzielone od drogi różnymi słupkami czy ekranami.

Są przejścia dla pieszych i światła, na których praktycznie każdy czeka na zielone.

Jest pięknie, bez filtrowania przez śmieci czy chaos.

W Zambii nie radzą sobie niestety ze śmieciami. W takiej Lindzie wyrzucają je wszędzie, a potem spalają. Na mieście śmieci też są niestety wszechobecne.

W Zambii każdy przechodzi przez drogę, gdzie mu się podoba 😀 Czy to zwykła droga, czy wielopasmowa. No i na środku stoją sprzedawcy rzeczy wszelakich.

3. Mentalność, zachowanie podczas Mszy (wrażenie po Mszy tuż po przyjeździe, w jednym z warszawskich kościołów)

Polacy są bardzo… Spokojni. Powściągliwi. Poważni. Zdystansowani. Nieuśmiechnięci. Na Mszy po prostu są, uczestniczą. Ale bardziej przeżywają chyba wszystko w sobie. I mówiąc modlitwy. Pieśni w zdecydowanej większości są baaardzo spokojne i śpiewane jeszcze w zwolnionym tempie.

W Zambii czuć modlitwę. Słowa maja moc. Pieśni pobudzają serce. I pchają do radosnego ruchu i nawet tańca, do chwalenia Boga. Oczywiście w granicach kościelnego sacrum, ale jest w tym dużo ducha radości. Zambijczycy też modlą się „sobą”, mówiąc modlitwy częściej klękają i skupiają się na zanoszeniu słów do Boga.

A jeśli chodzi o księży, to każdy, którego tam spotkałam, był bardzo charyzmatyczny i wyrazisty, wpasowując się w tamtejszą duchowość.

4. Przechodząc do bardziej prozaicznych rzeczy: mogę myć owoce i warzywa pod kranem. 🙂

5. Mam kran! W którym zawsze jest woda, zimna i ciepła! 😀 I dobre ciśnienie!

6. Jak piorę (ręcznie, tak! Zaczęłam częściej prać coś ręcznie:p), to woda robi się SZARA, a nie ruda. 😀 W ogóle z Magdą stwierdziłyśmy, że chyba nie powinnyśmy nazywać naszej podróży podróżą po Czarnym Lądzie, a po Czerwonym Lądzie 😀 Ziemia jest tam ruda. Więc dlaczego „czarny ląd”? Czarni są ludzie.
W każdym razie kurz i brud jest też RUDY. 🙂

_MG_9244

7. W powietrzu jest… cisza.

Ciężko mi to wytłumaczyć, bo przecież jeżdżą samochody itp. Ale tu jest cicho, a tam wszystko jakby gra…
Lub po prostu dźwięki są inne, inaczej je odbieram.

8. W Polsce istnieją w dużej ilości (przynajmniej w większych miastach) niesamowicie przyjemne do spędzania tam czasu miejsca: kawiarnie z uroczym, prostym wystrojem, zadbane parki, czy nowoczesne biblioteki. Aż mnie zadziwiło, że miejsce może być aż tak ładne i że ludzie tam po prostu przychodzą posiedzieć, czy popracować. Odizolować się od innych miejsc. By czuć się lepiej.

Za sprawą przestrzeni.

W Zambii wszędzie czuje się otoczonym ludźmi. Jest mało publicznych miejsc do „odizolowania od świata i drażniących bodźców”. Ludziom chyba dobrze tak, jak mają. A duży luksus może by był zbytkiem? Nie wiem… Na pewno trudno/drogo byłoby o takie miejsce zadbać, żeby je utrzymać w dobrym stanie, z powodu dużej ilości kurzu, pyłu, niosącej się wszędzie czerwonej ziemi… Może to jest przyczyna?

9. Wszystkie pojazdy na ulicach są ładne i zadbane.

Naprawdę, rzuciło mi się to w oczy. Tam też są dobre, ładne auta, ale większość pojazdów na drogach się nieco… rozpada. To znaczy nie rozpadają się w praktyce, ale tak wyglądają. No i jeżdżą, a chyba o to chodzi w aucie czy busie? 😀

10. Uświadomiłam sobie, jaką dobrą mamy (jednak!) opiekę medyczną w Polsce. Zapisujemy się do lekarza, czekamy w przychodni, gdzie jest ciepło (uświadomiłam sobie, że w takiej Lindzie poczekalnia jest na zewnątrz, więc jak pada, czy jest chłodniej (mrozów tam nie ma, ale może się zdarzyć chłodniejszy dzień), to pacjenci marzną trochę pewnie ;( Zadaszenie jest, ale co jak zacina?

Gdy jest potrzeba, możemy być skierowani do specjalisty. Owszem, na NFZ się czasem czeka, i to długo, ale ci specjaliści są. Czy chociażby okulista, czy dentysta. W Lindzie jest tylko klinika i jeden lekarz na zmianie. A jak coś mu się stanie, to pielęgniarka.

11. Nikt nieznajomy mnie tutaj w Polsce nie pozdrawia jak idę… 😀 Oczywiście, w naszej kulturze byłoby dziwne, ale… jednak mimo moich powracających oporów względem zaakceptowania i polubienia ciągłego wołania muzungu i how are you, to koniec końców stwierdzam, że miłe to było w Lindzie 🙂 Oni zachowują się tak jednak tylko względem białych, względem siebie nawzajem już zupełnie zwyczajnie.

Ale mogę pomarzyć trochę – fajnie by było, jakbyśmy się choć do siebie uśmiechali.

12. W domu jem zazwyczaj sama. I jem najczęściej dania „na jednym talerzu”.

Tak. Bo brat, z którym mieszkam, je w innych porach i inne rzeczy. Owszem, gotujemy sobie czasem nawzajem, ale nawet wtedy nie zawsze zjemy razem. Pewnie każda rodzina ma swoje przyzwyczajenia i zwyczaje, ale na pewno mamy więcej przestrzeni, by być indywidualistami. No i w naszych dietach jest większa różnorodność.
W Zambii je się codziennie razem. Posiłki wspólne. Wiec każdy je mniej więcej to samo. I codziennie większość dań na stole nie zmienia się. Dodatkowo wszystkie elementy dań są na stole, żeby każdy mógł wziąć to, co chce, i żeby dla każdego starczyło. Ryż osobno, gotowane pomidory z cebula osobno, nshima osobno, kawałki kurczaka osobno, itd.

U nas raczej się robi gotowe danie i na talerzu jest tylko ono. Nawet jak składa się z kilku części, to dostajemy na talerz całe danie. Raczej chyba tylko na rodzinnych, czy świątecznych obiadach wykładamy wszystko osobno na stół i każdy bierze co chce, i ile mu pasuje. Dużo zachodu 😀 A w Zambii tak robią codziennie 🙂

DSC_1360.JPG
Nshima, jeden z codziennych, nieodłącznych elementów lunchu i kolacji.

13. U nas jest mniej kolorowo w ubiorze!

Mamy bardziej stonowane ubrania. Rzadko się zdarzy jakiś większy akcent kolorystyczny. W obecnej pięknej, polskiej jesieni najbardziej kolorowe są zdecydowanie drzewa. 🙂
Ubieramy się ładnie, klasycznie, nie narzekam na to, jedynie zauważam.
Po prostu w Zambii zdecydowanie jest przez te kolory radośniej, to mi się rzuciło w oczy. I ubiór często nie jest taki wymuskany, a luźniejszy, wygodny.

Tyle kolorów przywiozłam ze sobą:) Torby czekają na kupców (dochód przeznaczamy na wysyłkę książek do biblioteki w Mujo’s! Więcej info na Facebooku Asbiro i moim), a materiały na rozdanie tym, którym obiecałam.
To nie są zwykłe tkaniny w sklepie. To chitengi. Oczywiście, robi się z nich sukienki, bluzki, spódnice, ale często te tkaniny idą prosto na biodra kobiet, które noszą je jak taki przepaski do ziemi i przez to czynią ulice kolorowymi 🙂

Podsumowując – patrzę na Polskę nieco inaczej, niż wcześniej. Bardziej doceniam to, co mam pod ręką i co jest takie wygodne: że jest czysto, że mogę wziąć ciepłą kąpiel, że mam lodówkę i mogę kupić jedzenie na zapas. Wiele rzeczy, do których już powoli zaczynam się na nowo przyzwyczajać i przestanę je pewnie dostrzegać.

Choć wciąż pojawiają się jakieś nowe zaskoczenia, bo dopiero powoli wracam do życia, jakie miałam przed wyjazdem, więc wielu rzeczy, które wcześniej robiłam, jeszcze po przyjeździe nie doświadczyłam, żeby mnie mogły zdziwić.

Ale kończę ten post. To są takie pierwsze spostrzeżenia. Może właśnie one są najbardziej treściwe i wartościowe.

Nasuwa mi się takie podsumowanie, że miesięczny wyjazd umożliwił mi żyć bardziej… uważnie. Jestem uważna na świat zewnętrzny. Wydaje mi się, że to tylko częściowo kwestia odzwyczajenia się od pewnych rzeczy. A częściowo po prostu patrzenie… jak dziecko. Od nowa. I w ogóle patrzenie, zauważanie – a nie mijanie w pośpiechu…

Patrzmy, dostrzegajmy, cieszmy się, jak mamy pięknie! 🙂

Dodaj komentarz