PHOSPHORESCENT
„Pride”
Dead Oceans 2007
myspace.com/phosphorescent
>>>>5<
Ben Chasny to z kolei jeden z moich osobistych faworytów, zatem przymknę oko na to, że nagrał album gorszy od ostatniego „The Sun Awakens” i gorszy od nagrań Comets On Fire. Zresztą jego hardrockowe ciągoty znane z płyt COF są tu mocno słyszalne, przebijają się przez ponure i refleksyjne ballady śpiewane do oszczędnego gitarowego akompaniamentu. Słychać też bardzo dobrze awangardowo-gotyckie inspiracje Chasny’ego ze współpracy z Davidem Tibetem i jego formacją Current 93. Są jak zwykle nagrania świetne (szczególnie długie „Coming to Get You” i „Final Wing”) i dużo dobrej gitary, ale wszystko nieco zbyt przewidywalne dla tych, którzy już znają jego starsze utwory. Nie ma mowy o powrocie tak udziwnionych i zaskakujących form, jakie znamy choćby stąd. Chociaż to więcej niż pewne, że Kalifornijczyk nie powiedział jeszcze ostatniego słowa i gdyby grał koncert gdzieś po tej stronie Renu, to się zapisuję. Zamiast dźwiękowego zrzutu na boku proponuję tym razem wersję wideo tytułowego numeru z SOOA:
Phosphorescent bardzo „Oldhamowy”, ale ma coś w sobie, co przyciąga i trzyma moją głowę przy głośniku. Niestety, jak napisałeś, w Polsce nie do zdobycia.. Dobrze, ze na myspace jest te kilka kawałków-strona dodana do ulubionych:)
„The Sun Awakens” rzuciła mnie na kolana – swoją prostotą i „oszczędnością”, a jednocześnie wielką głębią. Nie wiem, jak „Shelter from the Ash”, bo, podobnie jak Phosphorescent, nie do zdobycia u nas.. Może z czasem się to zmieni?:)
i tego właśnie życzę Tobie, ludziom odwiedzającym Twoją stronę i sobie-lepszej dostępności płyt z tak piękną muzyką:)
no i Wesołych Świąt:)
SftA nie jest już tak dobre jako całość. może właśnie ze względu na przesadne eksperymentowanie z gitarami, które brzmią bardzo ostro, a co za tym idzie mniej tutaj subtelnej psychodelii, która zauroczyła mnie w ‚the Sun Awakens’, dzięki któremu poznałem SOOA. warto jednak przesłuchać, choćby ze względu na genialne Coming to Get You, nieco mroczniejsze ‚Final Wing’, czy też miłe dla ucha nastrojowe balladki ‚Strangled Road’ i ‚Jade Like Wine’, gdzie chórki przypominają duet Alan+Mimi. Reszta trochę rozczarowuje, ale ja również nie byłbym skory do przekreślania pana Chasnego 😉
Pingback: A tymczasem w pościeli… | Polifonia