Moje Kuala

Ostatnim razem, gdy leciałem do Malezji podróżowałem z M i byłem opuchnięty niczym po nastrzykiwaniu botoksem, a z powodu bólu i przyjmowanych antybiotyków nie byłem wstanie normalnie przyjmować żadnego pokarmu. Nie mowie, że nie próbowałem, ale każde takie podejście kończyło się w wc na wysokości 10 tys. metrów a to już mało przyjemne doznanie…

Aby uniknąć jet legu starałem się nie zasnąć w samolocie do Bangkoku i prawie mi się udało, bo spałem góra 2-3 godziny. Po przesiadce do Kuala Lumpur wiedziałem, że musze jeszcze wytrzymać tylko 2 godziny i będę mógł wskoczyć do lóżka i spać ile wlezie, bo w KL będzie akurat wieczór.

Pamiętam moment startu samolotu z Bangkoku i że zamawiałem szklankę wody.. Niesamowite, bo gdy się obudziłem byliśmy w…. Bangkoku. Myślałem, że mam zmam halucynacje a potem, że może się rozbiliśmy i że nie żyję a to teraz to tylko zwidy.
Dopiero po chwili okazało się, że nasz samolot już na starcie został zawrócony z powodu usterki silnika. Naprawa na lotnisku w stolicy Tajlandii trwała blisko 2 godziny, podczas gdy ja smacznie spałem…

Kuala Lumpur nie dość, że ma cudownie egzotycznie brzmiącą nazwę i pachnie milionami zapachów to ma w sobie jakiś nieokreślony urok, uwielbiam tu wracać i za każdym razem czuję, że kocham tę stolicę jeszcze bardziej.

A dziś od rana biegałem po centrum handlowym Suria robiąc zakupy, obkupiłem się za wszystkie czasy i z nieukrywaną dumą wracałem obładowany siatami do hotelu Traders.

Informacje o saberblog

sabera myśli zapisane, czyli internetowa ziemia obiecana współczesnego narcyza i lansera. Jestem szczęściarzem, w czepku urodzony, z poukładanymi priorytetami, który podąża za swoją pasją. Lubię pisać bloga, bo w ten sposób obserwuję siebie i całą resztę. Udowodniłem sobie, że jestem człowiekiem wolnym i otwartym. To bardzo przyjemne uczucie, zrobić w życiu coś dla siebie, wbrew temu co mówią inni, co wypada, co należy albo trzeba. Czasem mam wrażenie, jakbym dopiero co skończył studia, niedawno zaczął pracować, dopiero co wyemigrował z Polski, rzucił pracę, wyruszył w podróż dokoła świata, odwiedził ponad 90 krajów. Innym razem łapię się za głowę, ile to już lat minęło, ile po drodze się wydarzyło. Czas jest fajną materią, taką bezkresną i niedotykalną. Fajnie obserwować emocje swoje i innych. Elektroniczny pamiętnik staram się prowadzić w miarę systematycznie – to jedna z niewielu rzeczy, które w życiu robie naprawdę regularnie, bo zwykle na bakier u mnie z obowiązkowością. Czasem wracam do spraw np. sprzed roku i okazuje się, że gdy patrzę na tamten czas choćby z perspektywy dwunastu miesięcy, widzę, że był on naprawdę wypełniony. Myślę że gdyby nie ten blog, brakowałoby mi życiowego „pionu”. A tak zawsze mogę spojrzeć na przeszłość z dystansu i zobaczyć czy udało mi się zrealizować swój zamierzony plan, zweryfikować gdzie popełniłem błędy albo po prostu pamiętać o tych wszystkich miłych wydarzeniach, których byłem uczestnikiem.
Ten wpis został opublikowany w kategorii podróże i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz