Dopełniło się… wreszcie dorwałem dziewiąty i ostatni zapach Oliviera Durbano, którego brakowało mi do poznania wszystkich dzieł autorstwa najzdolniejszego perfumiarza spośród jubilerów… nie liczę Rock Cristal w formie czystych perfum, bo to wariacja na kanwie klasyka – ale miło wreszcie poznać całą serię Parfum de Pierres Poemes… pierwszy i jednocześnie zadziwiający wniosek o Turkusie jest taki, iż stylistycznie przypomina mi tegorocznego Lapisa – chronologicznie dziewiątą i ostatnią kompozycję z serii inspirowanej kamieniami…
Turkus to również kolor morza, więc silne nawiązania do akcentów wodnych w sumie mnie nie dziwią – zdziwiło mnie natomiast, jak bardzo jest to żywy i wartki zapach, choć bezsprzecznie jest jednym z najchłodniejszych (obok Rock Cristal) dzieł Durbano… wspomniałem o podobieństwie do Lapis Philosophorum, które objawia się obecnością nuty przypominającej woń moszczu winnego i zmiażdżonych wraz z pestkami winogron, a którą odnalazłem w słonecznym sercu Kamienia Filozoficznego… to właśnie skojarzenie z tym niuansem spowodowało, że wąchając Turqoise po raz pierwszy, pomyślałem o Lapisie…
Oczywiście w początkowo zimnym, choć z czasem ocieplającym się bukiecie Turkusu nie uświadczymy wina, jego moszczu, ani winogron – ale jałowiec, sosna, kocanka, nuty wodne i słodycz elemi ułożyła się w obraz – przypominający soczystą, wyrazistą, niesamowicie wilgotną, rześką i esencjonalną woń dobywającą się z wnętrza gąsiora, z którego po raz pierwszy utoczono wino… trunek jest jeszcze mętny, jego głębokiej barwie brakuje klarowności – ale szturmująca nozdrza woń, już zapowiada wybitnie wytrawny charakter trunku… tyle w kwestii pierwszych skojarzeń z tym niecodziennym jak na Durbano bukietem…
Turquoise pachnie bujną, ozonową czystością morskiego powierza po burzy, ale przy tym niezwykle esencjonalnie – choć klimatem bliżej mu do Lapisa niż innych dzieł Durbano, opartych na charakterystycznej dla mistrza palecie nut… owszem jest tu kadzidło, nieco surowe za sprawą sosny i jałowca, które przechylają bukiet w stronę zmrożonego serca Rock Cristal – ale z drugiej strony jest tu pieprz i nieśmiertelnik, które wtłoczyły w bukiet pierwiastek głębokiej, ciemno zielonej, roślinnej wytrawności – nieznacznie złagodzonej lilią i żywicznym pierwiastkiem elemi… o mamo… gdyby klasyczne bukiety wodne wybrzmiewały z taką pasją, entuzjazmem i bogactwem form… tu nic się nie zlewa, nie zamula, ani nie zaciąga zatęchłym bajorem – pomimo iż chłodne i purystyczne akcenty wodno ozonowe, zaakcentowano tu bardziej niż wyczuwalnie, wręcz wylewnie… 😉
Zapach niemal przez cały swój dość krótki byt zachowuje rześkość, czytelność i temperament, wyraźnie podbity roślinną, wytrawną świeżością… raz jest to soczystość gęstych roślinnych soków, a raz powiew słonawej, zimnej bryzy, która wnosi do kompozycji życie i niesamowitą dynamikę… ten zapach nie trzyma się skóry, on na niej harcuje, tańczy – w przeciwieństwie do również kipiącego zieloną obfitością, ale zdecydowanie bardziej statecznego Jade… śmiem twierdzić, że Turkus jest najmniej liniowym i swoistym dla mistrza konceptem – jednocześnie będąc najbardziej dynamicznym, zmiennym i obfituje w niuanse, które zapamiętałem z innych dzieł Oliviera… jest tu surowe piękno i czystość chłodnego olibanum z Rock Cristal, gęstwina form roślinnych z Jade, odrobina wstrzemięźliwej pikanterii z Amethyste, a misterne tango z subtelnie słodkich żywic mirry i elemi, zaczerpnięto z ciepłego serca Heliotropu – zaś tę niesamowitą, wilgotną soczystość z Lapisa…
Turkusowy Durbano, choć niepozorny i pozornie pozbawiony charakterystycznej, silnie kadzidlanej bazy, z której słyną kompozycje Oliviera – w moim odczuciu jest jednym z najpełniejszych i najobfitszym (w kontekście okupowania pełnego spektrum zapachowej pięciolinii nutami wysokimi i niskimi) w różnorodność „żywych” brzmień zapachem w całej serii… twórca tego olfaktorycznego libretto, skacząc z pasją i rozmachem po partyturach wybornie przenikających się akordów – stworzył dzieło rozbudowane, bogate w detale, a przy tym zaskakująco spójne, lekkie i finezyjne… Turkusowej opery słucha się wprost wybornie, a jej podzielone na trzy, silnie powiązane ze sobą tematycznie akty, skupione wokół wątków roślinno żywicznych – słucha się z równą lekkością, co działa Vivaldiego i Mozarta…
reasumując: mnogi w detale i wyraziste akcenty ozonowe, zaaranżowany z niesamowitą lekkością i bardzo spójny obraz – nawiązujący w mniej lub bardziej oczywisty sposób do innych dzieł Durbano, łącznie z tegorocznym Kamieniem Filozoficznym… stylistycznie odmienny od kadzidlano drzewno żywicznej bazy, wyzierającej z serc innych kompozycji Oliviera – ale przez to bezsprzecznie oryginalny i uniwersalny… projekcja dobra i absolutnie nieprzytłaczająca wybitnie niszowym zacięciem, z którego słyną dzieła Durbano, zaś trwałość bardzo przyzwoita…
przypomina mi: przypomina mi kilka dzieł Oliviera z Heliotropem, Amethystem, Jade i Rock Cristal, ale najbardziej najmłodszego Lapisa…
2009
Olivier Durbano
Głowa: różowy pieprz, olibanum, kolendra, elemi, jałowiec, sosna,
Serce: trzcina, lotos, lilia, wodorosty,
Baza: kocanka, biały miód, mirra, ambra,
Kolejne dziełko Oliviera, zakup próbki do poznania to już tylko formalność 🙂
Ciekawe jak ten Durbano sprawował by się w lecie…
By: narde on 28 grudnia 2013
at 00:30
ten bez dwóch zdań wyśmienicie… ozonowo wodne zacięcie i lekkość w porównaniu z innymi zapachami Oliviera wybitnie wskazuje na użycie w cieplejsze pory roku…
By: pirath on 28 grudnia 2013
at 00:31
Tak też myślałem, fajnie będzie mieć Oliviera przez cały rok przy sobie..
By: narde on 28 grudnia 2013
at 00:34
ja używam Tourmalina przez cały rok… kluczem jest wyłącznie ilość… 🙂
By: pirath on 28 grudnia 2013
at 00:35
Ja mam tak z Rock Cristalem, chociaż ostatnio mniej mnie do niego ciągnie. A odlewki Tourmalina już na wykończeniu 🙂 ..tak genialny BT zawsze dobry..
By: narde on 28 grudnia 2013
at 00:45
też bardzo sobie Cenię RC, to jeden z moich ulubieńców, choć nie wiedzieć czemu rzadko go używam – pomimo zakupienia całkiem niedawno sporej odlewki…
By: pirath on 28 grudnia 2013
at 20:08
Hm… też bym pewnie dołączyła do „nosicieli” turmalina bo bardzo mi się podoba na innych ale na mnie niestety kwasi się jak większość mocnych kadzideł… Za to kocham wszystkie lżejsze kompozycje Durbano.
By: Pola on 28 grudnia 2013
at 13:03
czyli Citrin, Amethyste, Pink Quartz, Tourqoise i Lapisa?
By: pirath on 28 grudnia 2013
at 20:17
Pola- wszystkie Piękne więc można znaleźć coś dla siebie.. ciekawe jakie będą kolejne kompozycje Oliviera. Czy nas zaskoczy?..nie wiadomo. ale jestem pewien że się nie zawiodę. 🙂
P.S. Jakiej daty jest ten vintage’owy Shalimar od Ciebie z akcji Wrocław.?
Piracie- skasuj ten niekompletny wpis wyżej, nie wiem co się stało że wycieło.sory 😉
By: narde on 28 grudnia 2013
at 19:29
Piracie- tak wszystkie wymienione plus Heliotrope. Lubię ich klimat jest taki melancholijny…
Narde, „Shalik” coś z lat 60-70 tak po opakowaniu sądząc :).
By: Pola on 29 grudnia 2013
at 21:16
o tak Heliotrop jest absolutnie niepowtarzalny i prześliczny… to jedne z najbardziej uniwersalnych i najcieplejszych dzieł Durbano, stojące dokładnie pomiędzy cięższą sekcją kadzidlaną i lżejszą, którą wymieniłem… 🙂
By: pirath on 30 grudnia 2013
at 18:08