Volfee vs Hare Krishna

instant_2129_by_sudor-d3hp65k…czyli wpis z serii próbujemy, abyś ty nie musiał.

Pół miasta oblepione było plakatami reklamującymi konferencję znanego na całym świecie – Balihaindasa Dasa, guru w dziedzinie medytacji i jogi. Wszystkie jednogłośnie zapewniały wprowadzenie do praktycznych metod medytowania, walki ze stresem i relaksacji.

Nie żebym był ostatnio jakoś specjalnie zestresowany czy przepracowany. Ale ponieważ nieustannie poszukuję tematów na bloga, to skrzyknąłem grupę znajomych i poszliśmy medytować.

Żeby nie było. Od samego początku podejrzewałem, że jest jakaś sekta. Nikt przecież, nie organizuje darmowej konferencji, na tak chwytliwe połączenie tematów, jak filozofia, parapsychologia i walka ze stresem. Przez myśl mi jednak nie przeszło, że będzie to spotkanie samej Hare Kriszny.

Zaczęło się dość niepozornie. Konferencja organizowana była w nowiutkim i świeżutkim Łódzkiem Centrum Konferencyjno-Wystawienniczym, a nie jakbym się spodziewał w jakimś starym i obskurnym pomieszczeniu. Atmosfera była, więc bardziej biznesowa, niż skłaniająca do refleksji. Na wejściu dostaliśmy oczywiście gratisy – hinduski różaniec, jakieś tam ulotki i standardowo – długopis (nawet fajny – pisze).

Przywitał nas też koncert jakichś grajków z drugiego końca świata. Grali w oczekiwaniu na guru – Behelimadisa Dasa. Wtedy też, po zapoznaniu się z ulotkami, dowiedziałem się kto tak na prawdę organizuje konferencję. W sumie to stwierdziliśmy, że czas się jednak zbierać, ale na scenę wkroczył właśnie prelegent i wyjście w tym momencie byłoby dosyć słabe. Zresztą na końcu obiecali słodki poczęstunek, więc sami rozumiecie.

Wykład guru, zanudził nas na śmierć. Opowiadał o filozofii, życiu, śmierci, szczęściu, potrzebach, miłości, współczuciu, wrażliwości, potrzebie karmienia duszy oraz o tym jak to się wszystko ma do medytacji. Opowiedział też kilka pięknych historyjko-alegorii. Jedna spodobała mi się tak bardzo, że aż ją zapisałem.

„Istnienie duszy jest dowiedzione naukowo. Naukowcy odkryli bowiem, że wszystkie komórki ciała człowieka wymieniają się co 5 lat. Jest to dosyć powszechnie znany fakt. Oznacza to, że w ciągu 30 lat życia, jesteśmy tak na prawdę 6 różnymi osobami! A jednak zdajemy sobie wszyscy sprawę, że JA z przed 5 lat jestem cały czas jedną i tą samą osobą. Czy niema lepszego dowodu na istnienie duszy?”

No właśnie. Każdy chociaż trochę rozgarnięty człowiek, po chwili zastanowienia powie, że to jakaś bzdura i wykorzystując taką sedesową logikę można udowodnić właściwie wszystko. A jednak rozglądając się, można było zauważyć, że sporo osób kupuje taką argumentację.

Chwile potem, Guru postanowił, że dość już alegorii i anegdot, czas wziąć się za jakieś porządne pranie mózgu. Zaczęliśmy, więc od prostych ćwiczeń na rozluźnianie mięśni, żeby zaraz przejść do nauki recytacji mantr i prawidłowego oddychania.

Mniej więcej wtedy zrobiło się dziwnie.

Cała sala zaczęła powtarzać narzuconą mantrę: „Gaor-Ra-Ang-Ga Ni-Tai-Gaur”. Co brzmiało mniej więcej jak (przewińcie do 30 sekundy):

I mimo, że z początku wszyscy trochę się wstydzili i raczej mamrotali pod nosem, to w miarę kolejnych powtórzeń, mantra zaczynała nabierać mocy i donośności. W powietrzu wyraźnie czuło się siłę wspólnoty i jedności.

Wydaje mi się, że to jest właśnie najniebezpieczniejszy moment takich spotkań, szczególnie dla zagubionej osoby potrzebującej akceptacji – skrzywdzonej albo samotnej. Wtedy właśnie, zaczyna sobie zdawać sprawę z (psychologicznej) siły grupy ludzi.

Nie da się nikogo od niczego uzależnić, wbrew jego własnej woli. Jednak w tym momencie wiele osób, same z siebie, zaczynają chcieć być częścią wspólnoty. I to jest właśnie pierwszy krok, do wstąpienia do sekty.

Po zakończeniu mantry, wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy, że czas najwyższy się zbierać. Póki co, sekta to jednak nie miejsce dla nas. Szczególnie, że Krisznowcy mają kilka strasznie głupich zasad członkostwa. Po pierwsze nie wolno jeść mięsa, a wiadomo że Volfee chwastami się nie naje. Po drugie zabronione są wszystkie używki, czyli odpada kawa i wino (to trochę jak mormoni). Ale wiecie co? To, to bym jeszcze przetrwał.

Najgorsze, że każdy członek, musi każdego dnia, wstawać o 3:30am i odprawiać rytuał oczyszczania. Niestety, dla mnie wstawanie o tej porze jest kompletnie niewykonalne.

Chyba wolałbym sobie urżnąć jaja zardzewiałym nożem i zanurkować w solance, niż codziennie wstawać o 3:30…

Tak, więc Hare Kriszna… macie zajebiste ciastka (dostaliśmy je na do widzenia!), ale i tak nie polecę was czytelnikom mojego bloga.

A ja z wami czytelnicy, byliście kiedyś na spotkaniu jakiejś sekty? Jak wrażenia?

Bądź na bieżąco – polub Volfiego na facebooku!

Special thanks to Joël Sueur, for the head picture.

Zobacz też: Volfee próbuje: Snowboard

13 thoughts on “Volfee vs Hare Krishna

  1. hmmm.. ciekawa godzina… taka.. powiedziałabym „cukrzycowa”.. Może kochają swoją wątrobę, która lubi tę właśnie godzinę i lubi też „ruch” wszelaki??

  2. co zaś tyczy sekt… owszem – stykałam się z nimi. Co mnie najbardziej przeraża? Chyba manipulacja i „ogólny zakaz samodzielnego myślenia”.

  3. przygotowywałam reportaż radiowy o hare kriszna, całkiem fajni ludzie, rozdawali w każdy piątek żarcie za frikacza na wrocławskim rynku, fajne przemyślenia, jednak nie na tyle, by mnie to skłoniło do wejścia w ich szeregi. Naprawdę twierdzisz, że to sekta? Bo jak dla mnie, to zwykle ugrupowanie wyznaniowe

  4. Dawno temu byłam na meetingu sekty pt „Amway”. Widzę trochę analogii.
    Podoba mi się Twoja relacja z imprezy i to, że nie dałeś się uwieść bredniom jakiegoś guru.

  5. Super wpis. Sam sobie Od dłuższego czasu obiecuje że pójdę na jakieś cud – zabiegi uzdrawiajace z ofertami których co i rusz dzwonią na mój numer stacjonarny ale nigdy nie mam na to czasu. Z pewnością pójdę wkrótce w ślady Volfeego!

  6. Też byłam na takim. W Amsterdamie. Wyszłam, gdy guru powiedział, że pokaże nam coś, czego nikt nigdy nie widział i nikt potem nigdy nie zobaczy. Będzie to tajemnica tylko dla nas. Po czym rozłupał orzech, pokazał go nam, i zjadł. Ciasteczek nie było. Dziękuję za wpis.

  7. @ ewamaria
    „Będzie to tajemnica tylko dla nas. Po czym rozłupał orzech, pokazał go nam, i zjadł. Ciasteczek nie było. Dziękuję za wpis.”

    – Genialne!!! Cóż za ukryte dno w jego czynach!!! 😀
    Byłam na tym spotkaniu organizowanym ostatnio w Łodzi i również cieszę się, że wyszłam. Dostałam też na wyjściu płytę i minizeszyto-książeczkę z informacjami o miłości, zrozumieniu i wyciszeniu się wewnętrznie. Zrobili dobry marketing jednak samo spotkanie do mnie zupełnie nie przemówiło, raczej zniechęciło.

    Jest to jedna z pierwszych 10 notek jakie tu przeczytałam:) Będę zaglądać częściej.
    Good job Volfee:)

  8. Byłem raz na spotkaniu jakiejś grupy katolickich dzieci. Było to dość dziwne. Prowadzący dowalił coś w stylu : „Bóg słyszy wszystkie wasze myśli i wasze słowa, szatan słyszy tylko słowa”. Nawet sobie nie wyobrażasz jak cicho było w szkole przez około tydzień.

  9. Jej, ja chyba nie miałabym odwagi pójść na spotkanie ‚sekty’. Chociaż nie… Dają darmowe ciastka i są ponoć dobre.

Dodaj komentarz