Bundesliga znów pożąda Polaków

Bundesliga, Ariel Borysiuk, Robert Lewandowski, Kuba Błaszczykowski, Łukasz Piszczek

Były kiedyś boiska Bundesligi najbardziej nam przyjazne wśród zagranicznych, właściwie od dzieciństwa śledziłem dokonania wyróżniających się tam rodaków, dopiero na początku bieżącego stulecia stopniowo traciliśmy w niemieckim futbolu wpływy, aż przed kilkoma laty kompletnie zniknęliśmy – zdarzały się weekendy, w których na murawę wybiegał pojedynczy Krzynówek czy inny Błaszczykowski, nierzadko dopiero po przerwie, wyskakując z rezerwy. Wydawało się, że nieuchronnie nadciąga bundeskolejka bez jednego choćby Polaka w grze.

Trend odwrócili Lewandowski z Piszczkiem. Półtora sezonu temu. To oni stworzyli – wraz z Błaszczykowskim – polskojęzyczny tercet, jakiego Bundesliga nie widziała nigdy. Owszem, bywało, że nasi się w jakimś klubie tłoczyli, u schyłku lat 90. Wolfsburg zatrudniał przecież naraz Juskowiaka, Nowaka i Krygera, a później jeszcze Wałdoch z Hajto tworzyli czołową parę obrońców w Schalke. Nasi dortmundczycy przebili wszystkich – zdobyli mistrzostwo, z powodzeniem mkną ku obronie tytułu, w tym sezonie strzelili 42 procent ligowych goli Borussii i w ogóle odgrywają role znaczące. A niewykluczone, że Lewandowski – autentyczna gwiazda rozgrywek – da jeszcze klubowi pokaźny zysk finansowy, bo jeśli odejdzie, to będzie prawdopodobnie kosztował wyraźnie więcej niż Nuri Sahin, wyeksportowany do Realu Madryt za drobne 10 mln euro.

Wystarczyło kilkanaście miesięcy, by polski piłkarz odzyskał za zachodnią granicą markę. Ba, nastała moda na Polaków. Moda, czyli fenomen silnie wpływający na uczestników rynku nie tylko transferowego, w dodatku często prowokujący do zachowań nieracjonalnych.

Od stycznia zeszłego roku Bundesliga sprawiła sobie pięciu kolejnych naszych graczy. FC Koeln wzięło Sławomira Peszkę, Hannover – Artura Sobiecha (rocznik 1990), Wolfsburg – Mateusza Klicha (1990), Kaiserslautern – Jakuba Świerczoka (1992) oraz Ariela Borysiuka (1991). Import trwa – nawet się nasila – choć Sobiech i Klich niemieckimi murawami nie zawładnęli. Choć tamtejsze kluby świetnie szkolą młodzież i lubią promować wychowanków, a cała liga stale wspina się w kontynentalnej hierarchii.

Sprzedany dziś przez Legię Borysiuk to przypadek nie tylko wśród wymienionych osobny, pod pewnymi względami szczególniejszy nawet od kazusu Lewandowskiego. Jeszcze przed 17. urodzinami zaczął regularnie pełnić wymagającą szczególnej odpowiedzialności funkcję defensywnego pomocnika. Pisałem już, że nie przypominam sobie, by we współczesnym futbolu równie wcześnie wtargnął na tę pozycję – w klubie z mistrzowskimi aspiracjami – ktoś poza Ceskiem Fabregasem, wypchniętym kiedyś w Arsenalu na zastępcę kontuzjowanego Patricka Vieiry. Strzelił Borysiuk gola jako drugi najmłodszy (po Włodzimierzu Lubańskim) piłkarz w historii ekstraklasy, a dla Legii zdążył rozegrać 132 mecze (15 w europejskich pucharach). Dwudziestolatek!

Szkoda, że Legia oddała go tak tanio. Aż się chce krzyknąć, że 2 mln euro to cena skandaliczna.

PS Informuję/przypominam, że bazgram również na Facebooku.

Dodaj komentarz