Po pierwsze, propaganda

Po pierwsze, propaganda

Epidemia koronawirusa pokazała z całą ostrością patologię polskiego życia politycznego Rzecz jest prosta i oczywista – w czasie kryzysu społeczeństwa potrzebują przywództwa. Instynktownie szukają lidera, wodza na polu bitwy, który ramię w ramię z walczącymi – bo taki jest europejski zwyczaj – zmaga się z wrogiem. Tymczasem w Polsce mamy sytuację wyjątkową. Postać numer 1 w polityce udaje, że jest zwykłym posłem, i umywa ręce od wszystkiego. Poza tym wszem wobec pokazuje, że jest ponad prawem i ponad wszystkimi. Wjeżdża limuzyną z ochroniarzami na Powązki, choć nikt tam nie wjeżdża. Jakby ten „zwykły poseł” chciał pokazać nam wszystkim, co może. Psując napisany przez siebie scenariusz – że rządzą prezydent, premier, ministrowie. A oni tylko odgrywają te role. Bo przecież przywódcami nie są. Prezydent przebrany w mundurek jeździ po Polsce, premier przyjmuje uroczyście samolot z Chin, organizując na lotnisku konferencję prasową. Obaj chcą być ważni, ale są śmieszni. Polacy zostali sami. • To element podstawowy w naszym postrzeganiu państwa i społeczeństwa – przywódca w czasach kryzysu, w godzinie próby, musi być z narodem. Jest wiele tego przykładów, ograniczmy się więc do kilku. W czasie II wojny światowej, mimo bombardowań Londynu, król Jerzy VI nie wyprowadził się z pałacu Buckingham. To był oczywisty gest solidarności z narodem. Podobnie jak zastosowanie się do rygorów wojennych – np. do racjonowania wody. Razem z królem w Londynie została jego rodzina. Gdy wybuchła wojna, proponowano królewskim córkom, Elżbiecie i Małgorzacie, wyjazd do Kanady. Na co odpowiedziała królowa: „Dzieci nie pojadą beze mnie. Ja nie opuszczę króla. Król nigdzie nie wyjedzie”. Polska podczas II wojny światowej. Okupowany kraj uwielbiał gen. Sikorskiego, który stał na czele walczących (u boku aliantów) oddziałów. A jednocześnie z pogardą traktowano marsz. Rydza-Śmigłego, byłego naczelnego wodza, który uciekł do Rumunii. Przejdźmy do czasów powojennych. W roku 2002 wszystko wskazywało, że w wyborach w Niemczech klęskę poniesie SPD kanclerza Gerharda Schrödera, a władzę przejmie CDU, która w sondażach miała dużą przewagę. Ale latem wschodnie Niemcy nawiedziła powódź. Schröder zaangażował się w pomoc, odwiedzał zalane miasteczka, nosił worki z piaskiem, nie zdejmował gumowców. I dosłownie o włos przeskoczył kandydata chadeków Edmunda Stoibera. Te przykłady pokazują, czego obywatele w Europie oczekują od swoich przywódców. Że bardzo ważne jest dla nich poczucie wspólnoty, wspólne znoszenie niewygód, wspólna walka z przeciwnościami. Przywódca musi być z narodem, a nie ponad nim. • A jak jest w Polsce podczas epidemii? Dziś na całym świecie rządzący zajmują się de facto dwoma sprawami. Po pierwsze, jak zwalczyć epidemię. A po drugie, jak uchronić gospodarkę przed katastrofą. W Polsce natomiast władza zajmuje się wyborami prezydenckimi. Chachmęci przy tym, łamiąc orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego i samą konstytucję. Wszystko po to, by na kolejną kadencję prezydentem został Andrzej Duda. Inne sprawy, takie jak walka z pandemią czy ratowanie gospodarki, są na drugim planie. Tu mamy, z jednej strony, wielkie zaniedbania i błędy, a z drugiej – show. Spółki skarbu państwa zrzuciły się na zakup materiałów ochronnych i przyleciały one do Polski specjalnie wynajętym największym samolotem świata. Wynajem kosztował 12 mln zł. Koszt dostarczenia ładunku był więc dziesięć razy większy, niż gdyby przyleciał on normalnymi samolotami. Ale co tam koszt. Samolot witali premier Morawiecki i wicepremier Sasin, uroczystość (tak to oficjalnie nazwano!) transmitowała telewizja publiczna. • A prawdziwa twarz władzy? Jeżeli ktoś miał jakieś wątpliwości, jak ona wygląda, wystarczyło popatrzeć, jak PiS obchodzi rocznicę katastrofy smoleńskiej. Składanie wieńców przed pomnikami na placu Piłsudskiego w Warszawie – sami ważni partii rządzącej pod czujnym okiem prezesa, jeden obok drugiego. I scena druga – Jarosław Kaczyński w asyście ochroniarzy wjeżdża limuzyną na Cmentarz Powązkowski, by złożyć kwiaty na grobie matki. Wjeżdża – bo chce. Działo się to w dniach, kiedy rząd PiS nałożył na Polaków faktyczny zakaz wychodzenia z domów, żeby wzajemnie się nie zarażali. A jak już wyjdą, obowiązuje ich zakaz zgromadzeń i zbliżania się na odległość mniejszą niż 2 m. Na ten czas zamknięte zostały również cmentarze. Nikt nie mógł

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 17/2020, 2020

Kategorie: Publicystyka