Towarzyszom już dziękujemy

Towarzyszom już dziękujemy

(Epizody zapomniane, nieznane, błahe) Suplement Wojciecha Giełżyńskiego napisany po 22 latach do jego książki „Gdańsk, Sierpień ’80” Przydarzyło się nam – Lechowi Stefańskiemu i mnie – po trosze z ciekawości, bardziej z gry przypadków, że podpatrywaliśmy z bliska (i to z obu stron) wydarzenia Sierpnia ’80 w Stoczni Gdańskiej. Nawet w nich uczestniczyliśmy marginalnie, sugerując to i owo osobom tamtego radosnego dramatu. Byliśmy wtedy współpracownikami „Polityki”, lecz do Gdańska udaliśmy się z własnej woli. Opisaliśmy sławny strajk w książce „Gdańsk, Sierpień ’80”, która – o dziwo – ukazała się, i to szybko, nakładem Książki i Wiedzy, wydawnictwa partyjnego. Wydawnictwo spodziewało się czegoś w rodzaju paszkwilu na Wałęsę, na strajkujących i ich doradców, a my dostarczyliśmy coś bliższego panegiryku. Mimo to po rozmaitych akcjach i kontrakcjach wydrukowali (bo szły nowe czasy), choć nie bez pewnych skreśleń i retuszów (bo stare czasy jeszcze trwały). Przez to niektórzy bohaterowie strajku, na przykład Bogdan Borusewicz, krytykowali nas, że nie pokazaliśmy „całej prawdy”. Racja. Napisaliśmy to, co sami widzieliśmy i słyszeliśmy. Lepiej było przedstawić 90 czy choćby 80% prawdy niż nic. Po 22 latach dopisuję garść szczegółów, które na ogół nie znalazły się w pracach historyków i wybitnych liderów „Solidarności”, napisanych, gdy już wszystko można było drukować bez cenzury. 24 sierpnia, po południu… …odrodziło się polskie dziennikarstwo. Z inicjatywy Andrzeja Bajorka („Życie Warszawy”) czterdziestka sprawozdawców strajkowych zebrała się w improwizowanym biurze prasowym, a później – gdy nas gospodarze wyprosili, bo kłóciliśmy się za długo – pod rozłożystym drzewem. Temat? Zaprotestować! Przeciw blokadzie łączności (tow. Zbigniew Zieliński, twardogłowiec z sekretariatu KC PZPR, wyjaśniał poprzedniego dnia: „Nad Warszawą przeszła punktowa trąba powietrzna, która zniszczyła centralę telefoniczną na Żoliborzu”), a przede wszystkim przeciw fałszywemu informowaniu o charakterze i celach strajku. Spieraliśmy się z duszą na ramieniu wiele godzin, by wypichcić miałki tekst na ćwierć kartki, zaczynający się od słów: „My, polscy dziennikarze, obecni na Wybrzeżu Gdańskim w czasie strajku, oświadczamy, że wiele informacji dotychczas publikowanych, a przede wszystkim sposób ich komentowania, nie odpowiadały istocie zachodzących tu wydarzeń”. Na owe czasy to był i tak akt odwagi. Podpisali wszyscy obecni, choć Irena Dryll z „Trybuny Ludu” miała wątpliwości, czy może podpisać tekst skierowany także (bo była wiceprezesem SDP) przeciw samej sobie. Oprócz SDP adresatami protestu były: Wydział Prasy KC PZPR, Komisja Rządowa i Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Pewien żurnalista z Wybrzeża podpisał, potem oderwał swój podpis i zjadł, ale później podpisał raz jeszcze. Nazajutrz jednak niektóre nazwiska podpisanych ulotniły się. Dziennikarstwo odradzało się powoli. 26 sierpnia, nakręcanie wicepremiera Strajk wygrał Wałęsa. Stał się najbardziej znanym w świecie Polakiem, pana „Lek Valesa” podziwiali nawet tatuowani plemieńcy z wyspy Siberut w Indonezji. Po Ronaldzie Reaganie, który wyścigiem zbrojeń rozłożył gospodarkę ZSRR, po Szachu Masudzie, który w Afganistanie rozwiał mit „Niezwyciężonej Armii Czerwonej”, trzecim pogromcą Imperium Zła był nasz Lech; zapoczątkował krach „demokracji ludowych”. Ale w dziele tym mieli też zasługi niektórzy ludzie z drugiej, tej partyjnej strony, działający tak, żeby broń Boże nic złego strajkującym się nie stało; zwłaszcza Tadeusz Fiszbach (I sekretarz KW PZPR w Gdańsku) i jego współpracownicy oraz wicepremier Mieczysław Jagielski (choć nie od samego początku). Fiszbach poprosił nas, byśmy zjedli z Jagielskim obiad i opowiedzieli mu, co się naprawdę dzieje w stoczni, bo on – przewodniczący Komisji Rządowej – przyjechał „jak tabaka w rogu” i wypadł źle w pierwszych rokowaniach z Komitetem Strajkowym. Jemy w stołówce KW zupę jarzynową i zraziki z kiszonym ogórkiem. Jagielski: – Za co mnie chcecie skrytykować? Stefański: – Dziś za nic, nie chodzi o krytykę, ale o… Jagielski (wpada w słowo): – W sobotę wpuszczałem kozy, dziś musiałem je wyprowadzać! (Pewnie chodzi o to, że naprawiał niektóre stwierdzenia wynikające z jego niedoinformowania). Stefański: – Widzi pan premier, jak ważna jest rzetelna informacja? Giełżyński: – Teraz chodzi o sformułowanie zdań, które by spełniały żądania strajkujących w punkcie pierwszym, o „wolnych związkach”, i nie były nie do przyjęcia dla naszych sąsiadów. Stefański: – Chodzi nie tylko o sformułowanie. Chodzi także

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2002, 34/2002

Kategorie: Historia