Pozytywne wibracje polskiego kina

Pozytywne wibracje polskiego kina

Największy kryzys polska kinematografia ma za sobą Agnieszka Odorowicz, dyrektor Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej – Mija trzeci rok działalności Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Jak z tej perspektywy ocenia pani kondycję naszej kinematografii? – Chłodno, ale przez to obiektywnie pokazują to liczby. W nieodległej przeszłości w Polsce produkowano od 11 do 15 filmów fabularnych rocznie. Za kadencji min. Waldemara Dąbrowskiego było ich ponad 20, a w tym roku mówimy już o 60 filmach. 31 z nich zostało zgłoszonych na festiwal w Gdyni, 24 są na etapie postprodukcji, a dodatkowo mamy 11 mniejszościowych koprodukcji międzynarodowych. W tym samym tempie rośnie produkcja filmów dokumentalnych. Zauważamy także wzrost liczby animacji. – Skąd jednak biorą się takie opinie, jak na przykład Jana Nowickiego, że owszem, polskie filmy są robione, ale giną w tłoku produkcji zachodnich, ponieważ nie ma premier? – Mam wielki szacunek i osobistą sympatię dla Jana Nowickiego, ale chyba nie dość uważnie obserwuje on życie filmowe. Polskie filmy fabularne, w odróżnieniu od francuskich czy niemieckich, których znacząca część nigdy nie wchodzi do kin, mają swoje kinowe premiery. Inną sprawą jest los tych filmów w kinach. Obiektywnie przegrywają z produkcją amerykańską, ale proporcje zmieniają się na korzyść polskich filmów. Wciąż nie na miarę naszych aspiracji. – To może coś złego dzieje się z promocją? – Owszem, uważam, że przeznacza się na nią za mało środków. Świadomość konieczności wydatkowania dużych sum na promocję wciąż z trudem dociera do naszych producentów. M.in. tego właśnie dotyczyła zakończona w ubiegłym tygodniu w Krakowie konferencja Rady Europy. W konkluzji zawarto postulat przesunięcia części środków publicznych z produkcji na dystrybucję. To nie jest wyłącznie nasz polski problem – dotyczy wszystkich kinematografii europejskich. Na przykład w Niemczech średnio zaledwie 60% wyprodukowanych tam filmów trafia na ekrany kin, a tylko kilkanaście z nich ma widownię powyżej 100 tys. Europa kontra USA – Czyli Europa wciąż przegrywa z Ameryką? – Trzeba mieć świadomość, że za filmem amerykańskim idzie często wyższy budżet na promocję niż na produkcję. Dodatkowo dystrybutorzy amerykańcy mają uprzywilejowaną pozycję rynkową w skali światowej. Filmom europejskim, z natury rzeczy narodowym, trudno z tym konkurować. Nie mówiąc już o budżetach na produkcję. Amerykańcy twórcy budżet w wysokości 1 mln dol. uważają za wystarczający na… szkolną etiudę. Film, który kosztuje np. 10 mln dol., uważany jest za niskobudżetowy. Tymczasem średni budżet filmu w Polsce wynosi 4 mln zł. – W rankingach popularności także prym wiodą filmy amerykańskie, od wielkiego dzwonu trafia się jakiś film polski, np. gdy jest to „Katyń” Andrzeja Wajdy, a więc swego rodzaju hit. – Film Andrzeja Wajdy był przede wszystkim odpowiedzią na oczekiwanie społeczne, obywatelskim obowiązkiem polskiej kinematografii. A że odniósł sukces frekwencyjny, świadczy o potrzebie filmów opowiadających o najważniejszych momentach historii. Nie zgodzę się, że polskie filmy nie są oczekiwane. W 2005 r. polskie filmy zobaczyło zaledwie 700 tys. widzów, a w 2007 już 8 mln. To jest bardzo znaczący wzrost w ciągu dwóch lat, który świadczy o tym, że Polacy chcą oglądać polskie filmy. Poza tym uważam, że jeśli na polski film artystyczny, który jest skierowany do bardziej wymagającej widowni, sprzedaje się ponad 100 tys. biletów – to możemy mówić o sukcesie. – A może ludzie lubią po prostu chodzić na komercyjne komedie romantyczne, których dawniej nie było, i stąd tak dobry wynik? – Cóż, prawdą jest, że ogromny udział w tej widowni mają komedie romantyczne, ale zdarzają się także filmy artystyczne o frekwencji powyżej 150 tys. To jest nieźle, biorąc po uwagę fakt, że jeszcze kilka lat temu takie filmy miały widownię najwyżej 30-tysięczną. Te liczby pokazują wzrost znaczenia polskiej kinematografii dla rynku filmowego, choć nakłady środków publicznych, wielokrotnie wyższe niż w przeszłości, są wciąż znacząco niższe niż średnia europejska. – Dużo mniej niż we Francji? – Budżet na wsparcie kinematografii w Polsce wynosi 30 mln euro, w Niemczech ponad 150, a we Francji 500 mln euro. – Ale nie dociera do pani uszu już ten zawodzący głos, że jest źle,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2008, 39/2008

Kategorie: Kultura