Pożegnanie z płacą

Pożegnanie z płacą

Ponad milion osób pracuje w Polsce praktycznie za darmo lub dostaje tylko część pensji – Zalegają nam z pensją już za ponad trzy miesiące. W kwietniu powiedzieli, żebyśmy wzięli urlopy bezpłatne, za godziny nadliczbowe też nie chcą płacić – mówi Elżbieta Rodowska z firmy pralniczej Bentex. Ze skargą do mazowieckiej Państwowej Inspekcji Pracy przyszła cała delegacja, aż 10 osób. – I nic nie zapłacą. Gdy sprawa trafi do sądu pracy, zapadnie pewnie wyrok nakazujący wypłatę, ale tych pieniędzy nie ma i nie będzie. Bo roszczenia pracowników są niby najważniejsze, ale w praktyce większą siłę przebicia mają bank, urząd skarbowy, ZUS – rozwiewa nadzieje Ewa Kraińska-Dulić udzielająca w inspektoracie pracy porad skrzywdzonym pracownikom. – Mnie firma jest winna 3 tys. zł – podlicza kasjerka Małgorzata Jankowska. – Miałam dostać odprawę i ekwiwalent za niewykorzystany urlop, ale sklep został od Pegrodetalu przejęty przez Grunt, a ci widocznie się nie poczuwają. – Moja firma, dawny oddział Bertelsmanna, po prostu zniknęła, gdy byłam na urlopie macierzyńskim. Rozpłynęła się, nikt nic nie wie, nie ma ani nowego adresu ani telefonu – mówi Kinga Kossakowska. Zakłady Przemysłu Wełnianego „Pawelana” w Pabianicach nie zniknęły, ale kontakt z nimi jest utrudniony, bo odcięto im telefony, a dług wobec zakładu energetycznego sięga 100 tys. zł. Nic więc dziwnego, że pracownicy już czwarty miesiąc czekają na zaległe pobory. Nie płać, kiedy odjadę Nasi pracodawcy coraz częściej mówią swym pracownikom, że nie zapłacą. Robią tak i mali, i duzi, i prywatni (częściej), i państwowi. Na dobrą sprawę terminowo i w 100% płaci tylko administracja państwowa. Inspektorzy pracy przeprowadzili w ubiegłym roku 1532 kontrole. U ponad 68% pracodawców stwierdzono niewypłacanie wynagrodzeń. Dwa lata temu zdarzyło się to tylko w 47% skontrolowanych zakładów i instytucji. „W ostatnim roku nastąpił skokowy wzrost niewypłacania wynagrodzeń”, stwierdza raport Państwowej Inspekcji Pracy. Łączna suma zaległych wynagrodzeń zwiększyła się w tym czasie o 32%. Diety za wyjazdy służbowe, odprawy, zapłaty za godziny nadliczbowe, ekwiwalenty za urlop – to wszystko w naszym latynoamerykańskim kapitalizmie stopniowo odchodzi w przeszłość. Codziennością stają się urlopy wyłącznie bezpłatne, delegacje darmowe, płacenie tylko części wynagrodzenia, w ratach, z wielomiesięcznym opóźnieniem, zmuszanie ludzi, żeby potwierdzali podpisem, że wzięli wszystko, podczas gdy dostali zaledwie 50-60% poborów. – To są prawdziwe tragedie, ludzi mi oszukują, żeby tylko zapłacić mniej, wpisują godziny postojowe wycenione na 50% lub nawet na zero. Pracownicy pracują, ale nie zarabiają, lecz nikt nie chce głośno o tym mówić – mówi Roman Gałęzowski, szef „Solidarności” w Stoczni Gdańskiej. – Choć pracuję, mistrz i tak wpisuje postojowe. A ja jeszcze spłacam kredyt na remont mieszkania. Kredyt spłaca za mnie szwagier, zamiast 1,6 tys. zł miesięcznie dostaję 600-800. Wieszałem się, odratowali. Wymyśliliśmy z żoną, że poda mnie do sądu o alimenty, a ponieważ nic nie mam, to dostanie pieniądze z funduszu alimentacyjnego – mówi Piotr, monter z wydziału K1. Czasami ograniczanie poborów odbywa się jawnie. W szpitalu w Mońkach dyrekcja postanowiła obniżyć pracownikom pensje średnio o ok. 100-200 zł miesięcznie. – To znaczy, że niższy personel otrzyma mniejsze podwyżki, niż planowano, a lekarze, zwłaszcza ci z dłuższym stażem, będą faktycznie zarabiać nieco mniej. Moja pensja spadnie o 13,5%. Żaden z trzech związków działających w szpitalu nie zgodził się, od tego są, żeby bronić zarobków, ale ich opinia nie jest wiążąca. Nie było wyjścia, inaczej za dwa miesiące szpital stanąłby w obliczu upadku. Takie są skutki ustaw wprowadzających podwyżki, ale nie dających na nie środków – mówi Tadeusz Kulikowski, dyrektor szpitala w Mońkach. W hipermarkecie Tesco we Wrocławiu zastosowano inny sposób cięcia wypłat – część pracowników przeniesiono na niższe, a wiec gorzej płatne stanowiska, z zachowaniem dotychczasowych obowiązków. Ta ostatnia złotówka Czy wyniki kontroli PIP oznaczają, że już w większości polskich przedsiębiorstw regularnie nie płaci się za pracę? Zdaniem pracodawców zrzeszonych w Business Centre Club, należy wystrzegać się uogólnień. Przecież tak duży wskaźnik nieprawidłowości płacowych – 68% – dotyczy tylko zakładów, gdzie przeprowadzono kontrolę, bo były skargi. W rzeczywistości w skali całego kraju zakres tego zjawiska jest zapewne znacznie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2003, 27/2003

Kategorie: Kraj