Z przymrużeniem oka

Jabłecznik z cynamonem, kawa z pianką i książka z dreszczykiem. Po prostu wakacje. Wiem, drażnię wszystkich, którzy wakacji nie mają. I potem dziwę się, że ktoś nie lubi nauczycieli. Kilka dni temu znajoma próbowała wbić mnie w poczucie winy, mówiąc, że wakacje są za długie i nauczyciele powinni szybciej wracać do pracy. Sęk w tym, ze nauczyciele pracują z uczniami, więc szybszy powrót nauczycieli wiązałby się ze skróceniem wakacji dla uczniów. Choć niektórym rodzicom byłoby to na rękę 😉

.A tak na poważnie, to fakt – wakacje są za długie. Gdybym miała jakikolwiek wpływ na organizację roku szkolnego wolałabym kilka krótszych przerw śródsemestralnych. Szczególnie potrzebna jest przynajmniej tygodniowa w okolicy listopada. Kto pracuje w szkole, to wie, dlaczego. Jednak wpływu żadnego na zarządzanie systemem edukacji nie mam, mieć nie będę i biorę wszystko z dobrodziejstwem inwentarza na klatę. Jeśli ktoś myśli, że wakacje nauczyciela to taki miód, to w tym myśleniu popełnia błąd. W każdej beczce miodu może trafić się łyżka dziegciu. I ja o tej łyżce dziś 🙂

Wakacje to tak naprawdę ciężka praca, szczególnie na początku, kiedy zaczyna się proces planowania. Zwykle wygląda to podobnie co roku. I tak stałym punktem jest to, że wezmę się za siebie, czyli będę wstawać skoro świt, by nie uronić ani chwili z dnia, przejdę na zdrową dietę: będzie więcej warzyw, mniej mięsa, zero słodkości i czipsów. Wino tylko w weekend! Z tym zadaniem wiąże się kolejne: codziennie dużo ruchu, co najmniej godzina na rowerze lub z kijkami. Nie zapominam też o duchu, ale plany wobec ducha kolidują nieco z poprzednimi, bo zakładam, że naprawdę odpocznę, odpuszczę wiele spraw, będę slow, znajdę dużo czasu na książki, szczególnie te, które trzeba znać w pewnym wieku 🙂

. Nadrobię też zaległości serialowe, pomaluję pokój, zrobię inwentaryzację w szafach, spotkam się ze znajomymi, dla których w czasie roku szkolnego nie znajduję czasu, pójdę do lekarza, by zrobić przegląd techniczny … itd. I tak męczę się najpierw przy projektowaniu sobie wakacji, następnie meczę się przy próbie realizacji pierwszych punktów, a potem … z całej tej listy zostaje tylko: „odpuszczę sobie” 😉

I przychodzi koniec sierpnia a ja jestem dalej nieogarnięta fizycznie i duchowo, pokój poczeka z malowaniem do kolejnego wakacyjnego planu, książki i znajomi na moją emeryturę (jak dożyję), a do lekarza pójdę, gdy już rzeczywiście nie będzie innego wyjścia. Bo z planami na wakacje jest tak, jak z tymi noworocznymi: Nowy Rok – Nowa Ja. Po Nowym Roku przychodzi Blue Monday, a po wakacjach brutalne wrześniowe przebudzenie, kiedy uświadamiam sobie, że przecież miałam tyle czasu do zagospodarowania i nie wiem, co z nim się stało, jak błyskawicznie i kiedy przeleciał i gdzie ja wtedy byłam, kiedy on tak szybko biegł? I to jest właśnie dowód na teorię względności, bo czas pracy biegnie zdecydowanie wolniej, ale to przecież każdy z nas wie. Nie tylko nauczyciel.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *